-Wstawaj! - usłyszała głos swojej matki.
-Jezu już idę - odpowiedziała po czym wstała z łóżka i podeszła do szafy.
-Nie jezu tylko natychmiast schodź na dół! - Od razu pomyślała, że coś musiało się stać.
Założyła szybko szlafrok i zbiegła na dół.
-A ty jeszcze nie ubrana?!
-Nie zdążyłam, bo kazałaś mi przyjść. Nie musisz się tak drzeć nie jestem głucha!
-Nie pyskuj mi gówniaro! Jadę do sklepu, a potem do ciotki Gośki i jak przyjadę, ma tu być
czysto, zrozumiano?!
-Tak. - mruknęła pod nosem.
Mama, wkurzona wzięła torebkę ze stołu i wyszła.
Zawiedziona Lucy poszła na gore po telefon, który leżał przy łóżku. Odblokowała telefon,
aby sprawdzić, czy ma jakąś wiadomość, żadnej nie było - trochę ją to zasmuciło. Zeszła
na dół i wzięła się do roboty. Wysprzątała prawie wszystko, zostało jej tylko pozmywać.
Spojrzała na zegar..
-Co?, już 13? O nie, nie zdążę. - powiedziała sama do siebie. Odkręciła wodę i sięgnęła po
płyn do naczyń, który stał na półce. Sama nawet nie zauważyła, kiedy przyszła jej mama.
-A co ty jeszcze nie pozmywałaś?! Miałaś na to 2 godziny gówniaro! - zaczęła się drzeć na
Lucy.
-skończyłam. - odpowiedziała, po czym wyjęła ręce z wody.
Gdy matka do niej podeszła, zobaczyła jej całe pocięte ręce.
-Ty jesteś pojebana! - krzyknęła, bez żadnego zamysłu.
-Lucy zrobiła się bardzo blada, czuła w sobie rozbicie. Wybiegła z kuchni, z łzami w oczach i
zamknęła się w swoim pokoju. Siedziała, zapłakana, gdy wzięła telefon i zadzwoniła do Cher.
-Cher.., matka widziała to, widziała moje pocięte ręce. - powiedziała, próbując
powstrzymać kolejne łzy...