piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział I

-Wstawaj! - usłyszała głos swojej matki. 
-Jezu już idę - odpowiedziała po czym wstała z łóżka i podeszła do szafy.
-Nie jezu tylko natychmiast schodź na dół! - Od razu pomyślała, że coś musiało się stać. 
Założyła szybko szlafrok i zbiegła na dół. 
-A ty jeszcze nie ubrana?! 
-Nie zdążyłam, bo kazałaś mi przyjść. Nie musisz się tak drzeć nie jestem głucha! 
-Nie pyskuj mi gówniaro! Jadę do sklepu, a potem do ciotki Gośki i jak przyjadę, ma tu być 
czysto, zrozumiano?! 
-Tak. - mruknęła pod nosem. 
Mama, wkurzona wzięła torebkę ze stołu i wyszła.
Zawiedziona Lucy poszła na gore po telefon, który leżał przy łóżku. Odblokowała telefon,
aby sprawdzić, czy ma jakąś wiadomość, żadnej nie było - trochę ją to zasmuciło. Zeszła
na dół i wzięła się do roboty. Wysprzątała prawie wszystko, zostało jej tylko pozmywać. 
Spojrzała na zegar.. 
-Co?, już 13? O nie, nie zdążę. - powiedziała sama do siebie. Odkręciła wodę i sięgnęła po
płyn do naczyń, który stał na półce. Sama nawet nie zauważyła, kiedy przyszła jej mama. 
-A co ty jeszcze nie pozmywałaś?! Miałaś na to 2 godziny gówniaro!  - zaczęła się drzeć na
Lucy. 
-skończyłam.  - odpowiedziała, po czym wyjęła ręce z wody. 
Gdy matka do niej podeszła, zobaczyła jej całe pocięte ręce.
-Ty jesteś pojebana! - krzyknęła, bez żadnego zamysłu.
-Lucy zrobiła się bardzo blada, czuła w sobie rozbicie. Wybiegła z kuchni, z łzami w oczach i
zamknęła się w swoim pokoju. Siedziała, zapłakana, gdy wzięła telefon i zadzwoniła do Cher.
-Cher.., matka widziała to, widziała moje pocięte ręce. - powiedziała, próbując 
powstrzymać kolejne łzy...

Prolog

Czy kiedykolwiek miałeś wrażenie, że cały świat stoi przeciwko tobie? Wyobraź sobie, że stajesz przed wyborem, pomiędzy łatwym życiem, które dla wielu może wydawać się idealne, a tym trudnym, ale jednocześnie jedynym, w którym czujesz się naprawdę szczęśliwa. To pierwsze jest proste, banalnie idealne, żeby nie powiedzieć nudne. Za to drugie, choć niełatwe, przynoszące na każdym kroku kłopoty i problemy, to momentami przypominające cudowną bajkę, czy sen, z którego pragniesz już nigdy się nie obudzić. I choć wszyscy przekonują cię, żebyś wybrała to pierwsze, to ty mimo wszystko nie potrafisz zrezygnować z tego drugiego.
Więc starasz się połączyć oba..

Poznajesz jednego-przystojny, tajemniczy, pociągający, ale nieosiągalny. Z góry zakładasz że nie masz u niego szans. Ty? Taka zwyczajna, niemiłosiernie przeciętna, do bólu przewidywalna i poukładana, niczym nie wyróżniająca się z tłumu dziewczyna? Przecież to komiczne. Mimo wszystko, nie potrafisz wyrzucić go z głowy. Widzisz go i czujesz, że zrobisz wszystko byleby tylko się do niego zbliżyć. Wiesz, że jesteś gotowa na wszystko, nie potrafisz wyrzucić go z głowy. Widzisz go i czujesz, że zrobisz wszystko byleby tylko się do niego zbliżyć. Do jakiego stopnia potrafisz się zaangażować i zmienić, alby zwrócić jego uwagę? Wiesz, że jesteś gotowa na wszystko, choćbyś miała robić najgłupsze głupstwa. Z każdym jego spojrzeniem czujesz, że jesteś coraz bliżej swojego celu, a kiedy udaje ci się nawiązać z nim, chociażby minutową rozmowę, czujesz, jakbyś co najmniej osiągnęła swój cel życiowy.
''Co ty wyprawiasz? Daj sobie z tym chłopakiem spokój. On nie jest dla ciebie, uwierz mi, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. To typ, od którego najlepiej trzymać się z daleka. Opuść sobie!''
Słyszysz to codziennie i masz wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej ignorujesz te słowa.
I wtedy osiągasz to, czego pragnęłaś. Tylko teraz zastanów się, czy wiesz, w co takiego się wpakowałaś...